wtorek, 8 listopada 2016

Olha

DSpotkałem ją na afterparty u znajomych. Wynajmowała tam pokój. Drobna, niewysoka, ruda, piegowata. Niewielu obejrzało by się za nią na ulicy, jeszcze mniej zagadałoby. Cichutka, ale uśmiechnięta. Coś jednak w niej było, przykuwała moją uwagę.
- Hej, Słoneczko, jak masz na imię? - Zapytałem.
- Ja Olha - rzekła z wyraźnym, wschodnim akcentem.
- Olha? Gdzie takie piękne imiona dają?
- Ukraina... - Uśmiechnęła się.
Postanowiłem przysiąść się bliżej rudowłosej, na sofę. Jako, że byłem dość wstawiony po całonocnej balandze, zachwiałem się lekko przy tej operacji.
- A ja jestem Arek, bardzo mi miło poznać Ciebie, Olha!
Sprawiała wrażenie lekko speszonej, ale odpowiedziała serdecznym uśmiechem, choć nie spojrzała w oczy. Intrygowała mnie. Omiotłem spojrzeniem jej kształty. Czarny, obcisły top podkreślał interesujące, choć niezbyt duże piersi. Czerwone legginsy okrywały zgrabne nóżki. Wieńczyły je nieprawdopodobnie cudowne stópki, oczywiście bose. Drobniutkie, delikatne, idealnie ukształtowane. Długie, smukłe paluszki ozdobione były pomalowanymi na czarno paznokciami. Na prawej kostce niewielka dziara diabełka... Zawsze bardzo podniecają mnie kobiece stopy, a te od razu na mojej prywatnej liście do absolutnej czołówki. Hipnotyzowały... Poczułem jak  twardnieje. I to dość szybko. Pomyślałem, że bardzo chcę poznać je bliżej. Najbliżej jak to możliwe. I jak najszybciej.
- Są oszałamiające... - wyszeptałem.
- A co takiego, Arku?
- One! - Wskazałem dłonią obiekt mojego pożądania.
Chrząknęła. Spojrzałem na nią. Zarumieniła się. Rumieniec dodał czaru jej piegom. W ogóle miała śliczną buzię, zdałem sobie sprawę. Delikatne policzki, nieduży nosek. Długie rzęsy, delikatny makijaż. Delektowałem się tymi wszystkimi detalami nieśpiesznie, nie natarczywie. Wiedziałem jednak, że czuje na sobie mój wzrok.
Odgarnęła włosy za uszko, piękne uszko, do którego chciałem szeptać czułe słówka. I te najbardziej nieprzyzwoite także... Uświadomiłem sobie, że pragnę ją jak cholera. Wiedziałem już, że zrobię wszystko by ją posiąść. Byłem twardy jak kamień, czułem to szczególne swędzenie na moim drągu, te przyjemne dreszcze gdy myśli skupiają się tylko na jednym pragnieniu: znaleźć się w niej. Już. W tej chwili.
I wtedy spojrzała na mnie. Boże, co za oczy! Duże, zielone, błyszczące. Można było w nich nurkować, tonąc... Serce biło coraz szybciej. Piękna. Przepiękna. Urocza. Niezwykła. Niesamowita.
Uśmiechnęła się bardziej, jak róża rozwijająca swe płatki. Usta miała zmysłowe, wydatne, szalenie seksowne. Jędrne. Piękne.
Krew we mnie zaczynała wrzeć.
Z pewnością czuła co dzieje się ze mną. Nie musiałem nic mówić. I najwyraźniej spodobało jej się to. Źrenice rozszerzyły się jej, uśmiech także. Jedynki jej ząbków filuternie wyróżniały się w wianuszku pozostałych. Ależ to było cudowne...
- Olha, wiesz o czym marzę... - ni to zapytałem, ni stwierdziłem.
Jej wzrok na ułamek sekundy powędrował ku okolicom mojego rozporka. A tam, czułem, jak gotuje się! Pomyślałem, że zaraz zwariuję, jak jej nie bzyknę!!!
- Olha... -  nie mogłem wydobyć z siebie więcej, toteż jeszcze kilka razy powtórzyłem jej imię.
- Zapalisz, Arku?
- Jasne!
- Chodź.
Wstała, spojrzałem na jej pupę. Boska. Nieduża, ale bardzo zgrabna. Sexy. Kusząca. Zachciałem dać jej mocnego klapsa. Zachciałem wziąć ją "na pieska". Zachciałem tarmosić ją, miętolić, lizać...
Zerwałem się także, ruszyłem za nią. Zachłannie gapiłem się na jej ciało. Rozbierałem ją w myślach na różne sposoby... Najpierw góra... Nie najpierw legginsy...
Ależ poruszała się... Płynnie, zwinna jak kotka. Zmysłowo. Lekko.
I te jej stopy, sposób w jaki stawiała kroki... Boskie stópki.
Prowadziła mnie do swojego pokoju. Otworzyła drzwi, weszła pierwsza. Wsunąłem się za nią szybko, zamykając za sobą. Olha dała kilka susów przed siebie by znaleźć się przy niewielkim biureczku. Prsysiadła na nim zwracając się w moją stronę. Prawą nogę uniosła i oparła o krzesło. Uśmiechała się. Oczy lśniły jej niczym dwa szmaragdy. Wyczytałem w nich to co oczywiste. Gdy kobieta tak patrzy domaga się tylko jednego. "Zerżnij mnie".
Błyskawicznie znalazłem się przy niej, zaczęło mi się strasznie spieszyć. Nie mogłem zdecydować się gdzie najbardziej pragnę jej dotykać, więc moje dłonie zaczęły tańczyć na niej jakimś szaleńczym tańcem. Cycki... Dupka... Udo...
Obłęd!!!!
Zerwałem jej top... Stanik... Nie wiem jak wyglądał, wiedziałem że zasłania mi jej piersi i muszę się go pozbyć... I już je widziałem, już je dotykałem, pieściłem... Jezu jak fantastycznie sterczały jej sutki! Jakie jędrne, choć nieduże. Jakie gładkie...
- Olha... dziś będziesz... moją dziwką... - czułem, że muszę to jej powiedzieć. I czułem, że chce bym tak do niej mówił. - Wyrucham Cię... teraz porządnie... będę pierdolił Cię jak nikt nigdy...
Westchnęła wbijając w moje plecy pazurki... Serce mi biło jak oszalałe, pożądanie dusiło w gardle, podbrzusze eksplodowało dreszczami gdy napinałem je, a twardy jak granit penis domagał się rozpaczliwie jej cipki! Pragnąłem pieprzyć ją jak wariat, szybko, mocno, głęboko! A najlepsze było to, że zaraz to będę robił! Zaraz!
Chciałem jednak JUŻ!
Dlatego rozszarpałem jej legginsy w strzępy. Nie wiem jak, nie wiem kiedy. Podobnie było z majteczkami. Trzask rozdzieranej tkaniny zmieszał się z jej jęknięciem. Bardzo rajcowała ją moja zwierzęca chuć.
Ależ laska, pomyślałem patrząc na jej nagie ciało... Boże, ale suka!
Teraz Olha pomagała mi zrzucić zbędny balast ubrań. Gdy zerwałem bluzę razem z t-shirtem, Olha rozpięła mi rozporek, sforsowała gacie i wyszarpała go na wolność... Podobało mi się jak złapała go: mocno i zdecydowanie. Jeszcze bardziej podobało mi się jak na niego patrzy. I wzdycha. Też nie mogła się doczekać.
A ja wyłuskawszy z portfela prezerwatywę, pośpiesznie rozerwałem opakowanie... Już miałem ją nakładać na niecierpliwego fiuta, lecz wtedy wyrwała mi ją z rąk i cisnęła daleko.
- Bez gumy, dawaj... Bystra!
Pchnąłem ją na blat biurka, upadając na nie strąciła przybornik z długopisami i jakieś inne drobiazgi. Zarzuciłem jej łydki na barki i wszedłem w nią...
O taaaaaaak, w końcu!!!
Ale mokra!...
O kurwa mać, ale zajebista cipka!!!
O ja pierdolę... O taaaak, ja pierdolę ją!
Boże jaka ciasna... Mokra... Wąska, śliczna, cudowna cipka!!! Rajska muszelka!
Czułem się jakbym wygrał milion dolarów, czułem się jak w raju... Wchodziłem w nią jak wariat, do końca, mocno, mocno, najmocniej... I za każdym wejściem jęczała, to głośniej, to ciszej, czasem jęk zmieniał się w charkot.
- Jesteś boska... Jezu jak zajebiście się rżniesz... - wysapywałem do niej.
- Rób ze mną wszystko... Rób co chocziesz... Da... Rżnij...
- Będziesz moją dziwką!
- Będę... aaaa... ruchaj jak dziwnkę!
Lewą dłonią trzymałem jej biodro, prawą miętoliłem pierś... Nie mogłem nacieszyć oczu jej ciałem. Szczuplutka i jędrna, gładka i tak cholernie zgrabna... I ta cipka, jedwabista i wilgotna... A ja w niej... Skupiłem wzrok na tym, jak w nią wchodzę... Co za widok. Najlepszy rodzaj porno jaki można widzieć...
Biurko chwiało się, lampa uderzała o ścianę, spadały jakieś zeszyty. Jęki Olhy, moje westchnienia, odgłos jąder uderzających o jej cipkę...
Dopiero teraz zauważyłem, że spodnie mam tylko zsunięte na buty...
"Ale suka... ale suka..." Powtarzałem w myślach. Ale było mi dobrze z nią... Ale mi się trafiło...
- Lubisz się pierdolić? - Wycedziłem do niej.
- Lubię jak mnie... pierdolisz...
Rajcowało mnie, jak tak odpowiada. Więc rozkręcałem się bardziej.
- Ty mała kurewko... Ty kurwiszonie...
Czułem, że uwielbia to słyszeć. Podniecające, bardzo podniecające!
- Zrobię dzisiaj z Tobą wszystko, mała kurwo... Wyrucham Cię jak będę chciał... Pizdę... Dupę... W cycki... A zaraz wsadzę Ci chuja w pysk... szmato...
- Taaaak... zrobisz to?... Jestem posłuszna... Jestem dobrą kurwą?...
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę! Nieczęsto zdarza się spotkać taką wariatkę! I w jednej chwili pojąłem, że pozwoli mi na to wszystko, że chce tego, podnieca ją to. Rajcuje ją być uległą, rajcuje ją być dziwką swego pana! Cudownie! Ale odjazd!!!
Tak się podjarałem tym, że prawie skończyłem. Ale nie chciałem zbyt szybko. Zwolniłem gwałtownie. Zatrzymałem się w niej. Wyciągnąłem powoli fiuta... Spojrzałem na nią.
- Złaź! Klękaj...
Przez moment leżała na tym biurku z rozłożonymi udami i lekko rozkojarzona. Cipka już nie wyglądała tak delikatnie, jak wtedy gdy w nią wchodziłem. Wyglądała teraz na cipkę, która trochę przeszła. Wyglądała pięknie, tylko inaczej. Wyglądała nieziemsko. Wyglądała tak kusząco i smakowicie, że walczyłem z sobą, by znów nie włożyć w nią pały,  doruchać do końca i spuścić z kija...
- No już! Rusz dupę!
Najpierw lewą nogę opusciła, potem prawą. Usiadła cały czas patrząc w oczy... Ja w tym czasie zrzuciłem buty i pozbyłem się zalegających na kostkach ubrań oraz skarpet. Olha znowu złapała mnie za kutasa... Tak samo jak na początku... I w dół... I do góry... I jeszcze raz. I puściła, by pogłaskać go od spodu, od wierzchołka po jaja...
- Pięknego masz... Podoba mi się...
I uklęknęła. A teraz ja oparłem się o biurko. Znów spojrzała mi w oczy. I patrząc tak tymi błyszczącymi szmaragdami powoli wzięła go w usta... Prawą dłonią złapała mnie za tyłek, a lewą zaczęła lekko masować jaja. Jejku... Znowu było mi jak w niebie! Drżały mi nogi i znowu poczułem, że jeszcze chwila i strzelę! Zamknąłem oczy i odrzuciłem głowę do tyłu. Spiąłem mocno półdupki i rozluźniłem nieco w kroku... Wiedziałem, że jak będę patrzył w jej oczy jak mi robi loda, to nie wytrzymam. Widok i doznania były nieziemskie...
Za każdym razem zaczynała od delikatnego lizania wierzchołka, potem ssała go, by coraz bardziej chować go w swej piegowatej buzi... Zabawne było czuć chwilami te jej dwie wystające filuternie jedyneczki. Wzdychałem... Chciałbym, by nie skończyło się to nigdy!
- Lubisz ciągnąć... mała dziwko...
- Mhm... - tylko mogła mruknąć mając pełne usta.
Nie, musiałem spojrzeć na nią! I znów spotkałem te pełne chuci oczy... Obciągała patrząc bez zmrużenia powiek. Trochę bezczelnie, trochę bezwstydnie. Posłusznie spełniająca moje polecenie. Napalona, wyuzdana, zboczona laska. A jeszcze dwie godziny temu nie wiedziałem nic o jej istnieniu. Jak w śnie. Ale to działo się naprawdę i było kurewsko przyjemne! Wiedziałem, że długo nie wytrzymam... A skoro miałem już skończyć to najbardziej kręci większość facetów to samo: strzelić w usta. I nie byłem tu żadnym wyjątkiem. Ująłem jej główkę obydwiema rękami i przejąłem inicjatywę. Posuwałem ją w usta wchodząc coraz głębiej, aż do gardła. Teraz już nie odrywałem wzroku nawet na chwilę. Olha zrozumiała, że dochodzę. A ja trzymałem jej głowę coraz mocniej i byłem brutalniejszy. Czułem perwersyjną przyjemność wchodząc w jej gardło i czując jak zaczyna się dławić.
- Ale z Ciebie kurewka... Ty jebana zdziro! - Czule szeptałem.
Jeszcze chwila... Jeszcze moment... Szybciej... Głębiej... Mocniej... Gardło... Te jej jedyneczki... Jej oczy: zamglone, lśniące, głodne, dzikie... Wzdycham. Ona jęczy. Głębiej. Głęboko. Facefucking jak w jakimś pornolu. Zaraz wybuchnie... Dochodzę... Ostatnie sekundy... SZYBCIEJ! Zaraz... Zaraz... Jezu, ale mam twardego drąga!... Patrzę na jej usta... Raz za razem spływa jej z ust ślina... Smakuje jej mój kutas! Jeszcze jak... Mała kurewka... Lubi to! Ja też to lubię! Uwielbiam!... Uwielbiam! Właśnie! Tak!...
TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK!...
I przez fiuta przeszła błyskawica, ekstaza rozlała się od głębi podbrzusza przez jaja po sam czubek... Przeszyły dreszcze rozkoszy, przetoczyła się potężna fala... I wulkan eksplodował po raz pierwszy... Straciłem wzrok na moment. Załkałem, a może zawyłem? Krzyczałem?... Ona też krzyknęła chyba. Albo chciała jedynie? Dało się słyszeć jedynie stłumiony jęk... A tymczasem przyszła druga fala... Nerwy zwariowały... Sam zwariowałem na chwilę. Czas się zatrzymał. Wszystko zamarło... I bum!... Gorący jak słońce strumień przeszył fiuta w ułamku sekundy by znaleźć ujście w ustach tej zdziry...
O tak, zdzira... Jak ja uwielbiam seks ze zdzirami! Z wyuzdanymi, zboczonymi, napalonymi sukami! Z laskami, które uwielbiają się pieprzyć, być pieprzone, które ciągną, dają dupy, którym można spuścić się do ust...
...Trzeci raz... spuścić się do ust... I patrzeć w jej oczy, gdy połyka spermę. A ona jakby bardziej podrajcowana. Widać, że chce jeszcze. Że lubi, że dobrze jej... A ja wyciągam go z jej ust... Wilgotnego od jej śliny, lepkiego od nasienia... Wyciągam, ale napinam mocno jaja, bo czuję, że coś jeszcze tam jest... Zaczynam walić konia przy jej ustach... Jej język błądzi po główce fiuta... Leci ostatnia strzała!...
Chlup!...
Spuszczam się na jej nosek i lewe oko... Tusz miesza się ze spermą, ta seja rzęsy... Wzdycha głośno... Wycieram go o jej czoło i policzki, o włosy...
- Jesteś zadowolony ze swej kurwy? - Pyta.
Patrzę na jej oblepioną moim nasieniem twarz, na to jak klęczy wciąż, na jej ramiona, cycki, sterczące nadal sutki, jej oczy... Patrzę jak rozchyla uda i wkłada sobie do cipki paluszki... Patrzę jak wyciąga je z powrotem, strasznie mokre, jak wkłada je do swoich ust i oblizuje...
- Ty zdziro pierdolona... Ty niewyżyta szmato...
- Ruchaj mnie... Ruchaj swą kurewkę...
Wstaje i przytula się do mnie. Ja do niej... Delikatnie. To mocniej. Błądzą dłonie po ciałach... Macam jej dupkę, ona mnie drapie w plecy. Pieszczę jej sutki, ona mnie gryzie w ramię. Zwraca oczy do góry, na mnie. Chce mnie, to jasne. Chce mnie, ale potrzebuję trochę czasu... Czuję jej dłoń na moim pępku, niżej, jeszcze niżej, znajduje go... Już nie stoi jak drzewo, zwisa smętnie, nie da rady tak szybko zregenerować się... Łapie mnie za niego i zaczyna cofać się do tyłu, prowadząc mnie na tej smyczy z obwisłego chuja. Poddaję się temu. Widzę, że prowadzi mnie do swego łóżka...
- Chodź... suda... Zajmę się nim...
Śmieje się. Zerka na mnie. Siada na łóżku... Rozchyla uda, chce bym patrzył. Patrzę... Ślicznotka... Przypominam sobie jaka ciasna... Mokra... Jak wchodziłem w nią... A ta mała zdzira zaczyna zabawiać się z nią. I patrzy w oczy, głęboko. Błyszczą. Uśmiecha się...
- Podoba Ci się tak? - Pyta.
- Jasne, suczko!
- Podoba Ci się jak ruchasz ją?
- Jasne...
- Miałeś lepsze cipki? Dużo miałeś ich?
Zgaduję, że kręci ją pytać o to. Coraz intensywniej pieści łechtaczkę.
- Tak, miałem wiele cipek. Dużo fajnych cipek!
- Chcę być najlepsza cipka!
- Masz piękną cipkę...
Rozchyla mocniej uda, lubieżniej... Paluszki ma zwinne... I te uda... Stopy... Kolana... Brzuszek... Talia... Ale ona jest piękna...
Coś drgnęło... Niepozornie, nieznacznie... No w końcu!
A ona nie przestaje...
- Patrz... patrz na mnie.
No patrzyłem... Lubię jak kobieta masturbuje się przy mężczyźnie. To takie urocze. Podniecające... Kręcące. Bezwstydne!
Powracałem do sił. Położyłem się przy niej, blisko, by patrzeć jak to robi.
Mała zdzira zasuwała z paluszkami coraz szybciej, twarz zastygła jej w oczekiwaniu na rozkosz, źrenice rozszerzyły się... I nagle zaczęła głośno, bardzo głośno jęczeć. I oddychać, coraz płycej i w końcu wrzasnąć. I zaraz znowu, ciszej już. I jeszcze raz. I jeszcze raz... I padła na plecy, z rozchylonymi udami, spazmatycznie łapiąc tchu.
To było coś... Ale z niej maszyna...
Stał mi znowu. Gotowy do akcji. Na posterunku. Ale Olha nie widziała jeszcze tego dochodząc z wolna do siebie. Patrzyłem na nią... Pomyślałem, że ma ciało, które zazdrościć jej może każda. Choćby te cycuszki... Tak idealnie krąglutkie, sterczące, tak jędrne... Ani za małe, ani za duże - takie w sam raz. Pomyślałem, że chętnie włożę pomiędzy nie kutasa dzisiaj... Nawet za chwilę przecież mógłbym! I skończyć na tych cycuszkach, oblać je gorącym kiślem z fiuta, potem patrzyłbym jak rozciera go po swej aksamitnej skórze... Właśnie! Skóra... Niesamowite jak czasem rozniecić ogień w facecie może dotykanie takiej skóry... Gładkiej. Zadbanej... Na pewno spędza sporo czasu na dbaniu o nią. I dobrze! I ten zapach jej... Smak... Perły potu spływające po udach podczas orgazmu... Skóra. Idealnie ogolone nóżki. I cipka... Chciałbym patrzeć jak goli się... Jak wciera w ciało kremy. Pewnie podglądałbym ją przez dziurkę od klucza i walił konia. Tak jak za dawnych czasów, jeszcze w podstawówce, gdy podglądałem starszą kuzynkę...
Ładna, cholernie ładna! Ciekawe, ilu żałosnych dupków przeszło obok niej nie zwracając uwagi?... Ciekawe ilu z nich miało taką jak ona kiedykolwiek? Ciekawe ilu miała przede mną?...
Patrzyłem na jej stopy... Boskie stopy! Także zadbane, pielęgnowała je pieczołowicie dla mnie! Aż w końcu je znalazłem! I mogę je dotykać. Są moje. Wodzę palcem po paluszkach, po pięcie, po kostce... Idealne! Nie mogę powstrzymać się patrząc tak na nie, zaczynam więc bawić się fiutem. Zawsze na widok pięknych kobiecych stóp dostaję erekcji! Taki mój fetysz.
Ale nie, nie poświęcę teraz nawet dla tych przepięknych stóp świeżo postawionej maczugi! To byłoby świętokradztwo! Nie, gdy tak wspaniała cipka domaga się by ją ruchać... Wrócę do was przy najbliższej okazji, stopki... Teraz nie na Was kolej.
- Arku... Arku...
- Jestem.
Spojrzała na mnie. To spojrzenie. I spieczone usta... I dwa słowa, wyszeptane lubieżnie:
- Pragnę Cię...
Sposób w jaki to powiedziała, te jej spojrzenie, ta tęsknota, ten szept... Żaden hetero facet na świecie nie byłby w stanie zareagować w inny sposób... Wiedziałem, że za kilkanaście sekund będę w niej. Jak ułoży się tak, jak powiem. Jak odwróci się do mnie, wypnie tyłeczek przyklękając, a piersi i głowę przyłoży do kołdry... Przyklękłem za nią i ja. Poprawiłem jeszcze troszeczkę: tu niżej, tu wyżej i... lekko, powolutku wśliznąłem się do raju. Ooooooooch! Taaaaaaak! Cieplutka, miękka... I tak kurewsko mokra! Ledwie zanurzyłem sam koniuszek w cipce, a już zaczął przypominać pączka w lukrze, tyle tego dobra było... Fascynujące. Te odgłosy, gdy wnikałem w nią, to chlupotanie... Ale napalona zdzira!
- A teraz nie będziemy się spieszyć, Kotku... Teraz muszę poznać Cię co do milimetra! - Miałem ochotę na bardzo długi numerek.
Wchodziłem raz z przodu, raz z tyłu, z prawa, z lewa, kręciłem młynki, zagłębiałem się raz bardziej, raz płycej... Nasłuchiwałem co i kiedy jej się podoba, na co jest bardziej wyczulona, badałem jej mapę rozkoszy. Jejku, ale dupa!...
Nie mogłem oderwać od niej wzroku... Głaskałem ją, od czasu do czasu dając klapsa. Ale dupa!... I jak ją wypinała!
- Oluniu... ale Ty masz ciało...
- Lubisz je?
- Ubóstwiam... Kurwa wszystko ubóstwiam! - Wyznałem.
- Podobam Ci się?
- Nie czujesz jak?
- Mhm... Chyba bardzo... Twój kutas jest niesamowity... Lubię go czuć...
Było cudownie. Teraz byliśmy partnerami, równi sobie. Czule. Miękko. Utopijnie i niezwykle. Gorąco. Po prostu najlepiej jak to możliwe w tej chwili.
- Olha... Powiedz coś o sobie...
- Po co? Seks najlepszy...
Zastanowiłem się nad tym. Miała pewnie rację. Po co znać te wszystkie szczegóły o sobie, urzędowe detale, numery, adresy? Po co, gdy macie siebie? Gdy robicie to, co najważniejsze dla was. Gdy w ten sposób oddajecie się sobie. Po to jesteście na tej planecie, kobieta i mężczyzna, po to by dopełniać się, łączyć, zasypiać ze sobą, budzić się. Tkwić w wiecznej symbiozie. Kochać się. Odnajdować i tracić, uczyć się swych ciał. Po co więc wiedzieć o sobie więcej niż trzeba? Nadmiar wiedzy rani, a rany upokarzają. I tak rozmyślałem nad tym wchodząc w tę przekochaną cipkę... I w końcu wyczytałem na ściankach jej norki, że zaczyna powoli szczytować... A zatem przyspieszyłem... "Ooooooch, tak!"... "Tak dobrze, taaaak!"... Cieszyłem się, że udaje mi się odgadywać jej pragnienia. Uwielbiam, gdy kobieta wie czego chce, daje wskazówki, daje z siebie wszystko, jest otwarta. Łatwiej wtedy dogadać się. Nawet poza łóżkiem.
- Teraz mocno... Ooooooooch! - Gęsia skórka nagle pokryła jej dupcię i uda. I plecy... Oddech stał się płytszy. Cipka urosła, zrobiła się sprężysta i jeszcze bardziej wilgotna... Zaraz wybuchnie! Czekałem na to. Czekałem niedługo... Mięśnie skurczyły się, napięły, zaczęł drżeć i jęczeć, by jęk powoli przeszedł w krzyk. "Taaak! Taaaak! Taaaaaaaaaak!".
Zatrzymałem się w niej, najgłębiej jak można i tak tkwiłem dopóki nie przestała krzyczeć. A potem powoli wyciągnąłem go na zewnątrz. Olha osunęła się na łóżko. Drżała. Jaki piękny widok...
- Olha... jesteś cudowna, Stokrotko...
- Dziękuję...
Przytuliłem się do niej na łyżeczkę, obsypałem pocałunkami szyję. Głaskałem... z początku ramiona, potem plecy, coraz niżej i niżej, aż do dupki... A gdy już tu doszedłem, zacząłem interesować się jej rowkiem. Poddawała się tym pieszczotom lekko mrucząc. Zupełnie jak kotka. Przywarłem do niej bardziej. Tak, by po środku dupki mogła poczuć jak wciąż jestem twardy. Spodobało jej się to. Poznałem po tym jak kręci tyłeczkiem. "Mmmmmmmmmm", mruknęła.
Moja dłoń była w tym momencie już na jej cipce, lekko ją muskając. Aż w końcu przesunąłem ją do ciut bardziej do tyłu, ku ciaśniejszej z dziurek. Mokre od cipki paluszki, najpierw wskazujący, potem serdeczny, rzuciły się do pieszczot niecierpliwie.
- Co robisz? - Zapytała.
- Chcę wejść tutaj...
Odkąd wziąłem ją na pieska, myślałem tylko o tym jak zdobyć jej najciaśniejszą szparkę. W tej chwili było to najważniejsze marzenie mojego życia. Kontynuowałem pieszczoty.

niedziela, 7 września 2014

Upir

  dedykuję Skogenowi


 Aksamit ciemnego nieba przeszyła błyskawica, a w ślad za nią głuchy grzmot przetoczył się nad osadą. Przerażeni wieśniacy zbili się w ciasną ciżbę. Baby zaczęły memłać w ustach zdrowaśki, a chłopi mocniej złapali za widły i cepy. Upiorne okoliczności tej nocy jakby podkreślały niezwykłe zdarzenie, którego zgromadzeni doświadczyli. Lub usłyszeli o nim. We wsi pojawił się Upir!
   A skoro Upir, to rzecz wiadoma, trza pójść po radę do księdza dobrodzieja. Na pewno w swej niezmierzonej mądrości, którą obdarzył go sam Pan Bóg, ocali swoją trzódkę przed zakusami Zła. Czeredę prowadził na plebanię sam sołtys. Pochodnie rzucały co rusz dziwaczne i straszne cienie na okoliczne chałupy, stodoły i drzewa. 
   - Tamój jest! Ja żem widziała go! Ło Jezu! - Zawyła gruba żona kowala. Lament podchwyciły inne kobiety, ich piski słychać było pewnie w promieniu kilku mil.
   - Milcz, durna!... To ino kuń! - Wychrypiał karczmarz, wykazując się wyjątkową trzeźwością umysłu, zważywszy na wydychane opary.
   Szli dalej. Już stąpali po wybrukowanym gościńcu, a świątynia zamajaczyła przed nimi. W przyległej doń chałupie paliło się światło i dało się słyszeć śpiew. Nie był to może psalm, ale z pewnością głos należał do miejscowego duszpasterza. Właściwie lepiej chyba nie przytaczać treści piosenki przez wzgląd na dziewice i dziatwę, które pewnikiem zgorszyć by się mogły. Dźwięk ubłoconych, marnych buciorów i gołych stóp w połączeniu z blaskiem rzucanym przez pochodnie nie mógł ujść uwadze gospodarzy chaty. Rubaszna pieśń nagle urwała się, a nalana, czerwona i cuchnąca piwem morda duchownego wyjrzała przez okno.
   - Czegoooo, kmioty?! 
   - Pomocy nam trzeba, by złu kres położyć! We wiosce Upir się zalągł, kurwi syn diabła samego, pieruna siarczystego! - W imieniu prostaczków zabrał głos sam Sołtys Jakub. - Księże, ratuj!...
   - Tera ratuj... Ratuj, sratuj! A ofiary na plebanię nie zanosita, po kościelnym ołtarzu biegają polne myszy, a ja jeno kaszankę i podłe piwo spożywać muszę... Ech, niewdzięczne bydło jesteśta!...
   - Dobrodzieju najmilszy, świnkę dobrą przyniesiem z rana!
   - I wina! Wina dobrego utoczę! 
   - I dupy do poruchania tyż! Wdowa po kołodzieju dobrze daje!
   Tłum zaczął licytować się ku uciesze proboszcza. Wszystko ładnie i pięknie. Tyle, że ksiądz przecie kobiety nie potrzebował... Co innego mężczyzn młodych.
   - Czekajta... zaraz ogarnę co trza i pójdziem. - Przekonany, że znowu będą wbijać kołek w serce jakiegoś nieszczęśnika, ochoczo zaczął wdziewać się w swe klesze łachy. Bułka z masłem. A i spiżarnia się zapełni. I chlać co będzie. Przy okazji jakaś rozrywka z tym wbijaniem kołka.
   Odziany, uzbrojony w krucyfiks i flakon wody święconej dziarsko stanął wnet przed wieśniakami. Zmierzył ich srogim i wyniosłym spojrzeniem. Splunął. Beknął. I warknął:
   - Prowadźta!
   Gromada ruszyła w stronę domniemanej nory Upira. Ktoś zaintonował litanię. Reszta podchwyciła. A nieboskłon znowu przeszyły błyskawice. Gdzieś w lesie zawył wilk. Było strasznie. I oczywiście ciemno, choć oko wykol. Brukowana droga szybko zmieniła się w grząskie błoto, na domiar złego tu i tam urozmaicone o końskie i krowie gówno. Smród okropny, choć dla maszerujących niezauważalny. 
   - Macie aby osinowy palik, by złego ducha zajebać? - Upewniał się duchowny.
   - Mamy, mamy. Wszystko co trza mamy. Strachu tyż mamy co niemiara.
   - I osrane gacie tyż mata, gamonie... - splunął klecha. - Gdzie ten psi chuj zaległ?
   - A kowalowa widziała jak krążył po gościńcu zygzakiem, od topoli do buka, od buka do kasztana... A pod kasztanem aż rzygać zaczął krwią, tak się jej ochlał, okurwieniec!
   - Jak to? To on chodzi? Nie w trumnie leży?
   - Leżeć to leży, ale nie w trumnie, ino w rowie. Leży i pierdzi, rzęzi coś pod nosem i ryczy czasem jak zarzynany baran! W ręku jakiś flakon trzyma i upija z niego... Pewnie jakiś czarci eliksir! Ja mówię... odmieniec ohydny. Prawdziwa bestia z piekła!
   - Eeee, a może to włóczęga jaki jedynie? - Wieść, że Upir najwyraźniej jest całkiem żwawy wystudziła nieco odwagę księdza. Ale jakby na złość ciszę nocy zmącił w tej samej chwili potworny, ochrypły wrzask: "piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiić, kuuuuurrrrrrrrrrrrrwaaaaaaaaaaaaaaaa!!!" A ów odrażający zew podkreśliły kolejne błyskawice i basowy pomruk gromu. Klecha poczuł, jak w jego kroczu trysnęło ciepłe źródełko. Ale nie miał się czego wstydzić, nie odstawał od reszty. Wszyscy zlali się w gacie. Niektórzy nieraz.
   - Pić chce, kurwi syn... Mało mu krwi jeszcze. Łooo, patrzajta!... Tamój, tamój leży!...
   Leżący rzeczywiście wyglądał dziwacznie. Choć może dla mieszkańca dwudziestojednowiecznych miast całkiem zwyczajnie. I nie wyglądał na Upira, a na zwykłego żula gustującego w muzyce metalowej. W czapce bejsbolówce, zarośnięty, w naddartym trykocie z napisem Behemoth. Z wielkim łańcuchem u spodni. I w glanach. Ale to przecież była wieś. I to średniowieczna. Z pewnością zadziałać musiały tu jakieś niewytłumaczalne siły. Dla miejscowych. Oraz dla tajemniczego przybysza. Który właśnie dochodził do siebie.
   Otworzywszy lewe oko, próbował skupić je na postaciach majaczących w oddali. Bez skutku. Ale podjął ciężką i nierówną walkę z własnymi, ważącymi wiele ton powiekami. W końcu osiągając pierwszy, mały sukces. Z wolna otworzył oczy. Niemiłosierny ból głowy odejmował chęć do życia. Suchość w gardle doskwierała równie mocno. Myśli kołatały w czaszce w równie szaleńczym rytmie, co serce. Naprawdę ciężki kac. W dodatku leżę zarzygany w rowie, pomyślał. Patologia. Dno. Piiiiiić...
   -Piiiiiiiić... Kurwaaaaa, piiiiiiić! - Rozpaczliwie jęknął.
   Tego było nadto. Młynarz nie wytrzymał i pierwszy znalazł w sobie dość odwagi, by ruszyć z cepem na Upira. Za jego przykładem ruszyli inni. Z kosami, kijami, widłami.
   Leżący na ten widok równie szybko odzyskał trzeźwość i rzucił się do ucieczki obiecując sobie w duchu: nigdy więcej Harnasi w studiu. Obiecał też sobie nigdy po pijaku nie bawić się zaklęciami Czarnej Magii. W końcu łatwo w takim stanie pomylić słowa i zamiast wyczarowania cycatej piękności, przenieść się w czasie.

Fiction Wars

   Uwielbiam ten stan, tuż po postawieniu ostatniej kropki, w ostatnim rozdziale. To błogie rozleniwienie przemieszane z wielką satysfakcją, zaprawione słodką nutą dumy. I by bardziej cieszyć się tym stanem, postanowiłem nalać sobie na trzy palce specjalnie zakupioną na tę okazję Goldwasser. Złota wódka stanowi przecież idealny dodatek do dobrego blunta, sporządzonego z holenderskiego zioła i jasnego, aromatycznego tytoniu amerykańskiego.
   Tak, warto świętować. Ukończyłem właśnie ostatni tom mojej sagi o wczesnośredniowiecznym Intermarium. Po pięciu latach ciężkiej harówki , niezliczonych wzlotach i upadkach, przypływach weny i zwątpienia w sens własnej pracy, libacjach i kacach, wreszcie jest. Wszystkie wątki doprowadzone do końca, zło ukarane, dobro nagrodzone, artefakt odnaleziony, a główny bohater zarżnięty. 
   Zaciągnąłem się głęboko. Tetrahydrokannabinol czule ucałował moje płuca i popieścił synapsy. Goldwasser rozpaliła przełyk i eksplodowała w żołądku. Zamknąłem oczy. Mógłbym rozkoszować się tak całą wieczność. Poczułem spełnienie. To było jak najlepszy z orgazmów.
   Drrrrryn! Drrrrryn!
   No tak. Zawsze ktoś dzwoni do drzwi w najmniej odpowiedniej porze.  Zazwyczaj gdy biorę prysznic. Ewentualnie przy okupowaniu sedesu. Zbrukanie mojego wielkiego święta jednak stanowiło już grubą przesadę. Postanowiłem litościwie dać jeszcze szansę intruzowi, licząc że nie usłyszawszy żadnych oznak życia wewnątrz mojego mieszkania, pójdzie sobie w cholerę. 
   Drrrryn! Drrrrryn!
   Zignorowałem i ten dzwonek, choć mój znakomity nastrój legł już w gruzach. Zaciągnąłem się po raz kolejny, dumając nad największą z wad całej cholernej ludzkości, czyli zakłócaniem mojego świętego spokoju. I wtem usłyszałem majstrowanie w zamku! Ktoś usiłował się do mnie włamać!
   Zerwałem się na równe nogi gasząc pośpiesznie blunta w popielniczce i odstawiając szklaneczkę z wódką. Adrenalina przejęła kontrolę nad moim sercem, krew z szaloną prędkością zaczęła zasilać tętnicę. Podbiegając na palcach do drzwi chwyciłem kuchenny taboret i zająłem strategiczną pozycją za nimi. Ale zwała, pomyślałem. Nie tak wyobrażałem sobie zwieńczenie pracy nad ostatnią z powieści.
   Tymczasem włamywacz sforsował moją antywłamaniową Gerdę w kilkadziesiąt sekund! Pójdę z reklamacją, o ile przeżyję to najście. Pokażę skurwysynom, co mogą sobie zrobić z ich bublem! Ścisnąłem mocniej spoconą dłonią nóżkę taboretu i uniosłem go w górę. Zaraz zdzielę kogoś solidnie po łbie! Drzwi zaczęły się otwierać skrzypiąc. Miałem je naoliwić wd-40 już dawno temu. Poczułem zakłopotanie. Usłyszałem czyjeś ciężkie stąpnięcie na mojej jesionowej podłodze. Jeszcze chwila i zobaczyłem but. Zamierzyłem się stołkiem i czekałem. I oto pojawił się... hełm. Doskonale znany hełm. Ten specyficzny kształt w połączeniu z kolorem był niewątpliwie znany zdecydowanej większości mieszkańców tej planety. 
   Nie mogłem być aż tak naćpany...
   Ułamek sekundy po pojawieniu się hełmu ujrzałem resztę postaci. Zatkało mnie. Przede mną stał Lord Vader. Jakby na potwierdzenie usłyszałem znajome, ciężkie sapnięcie. A ja z wytrzeszczonymi oczami tkwiłem w bezruchu, oczywiście dalej dzierżąc w dłoni moją wyrafinowaną broń defensywną...
   Mroczny Rycerz z hollywoodzkiego uniwersum wyciągnął w moim kierunku dłoń i wszystko zniknęło...


   Ocknąłem się w swoim fotelu. Po moim gabinecie buszowały postacie doskonale znane z kina: Han Solo myszkował w kredensie, Księżniczka Leia przeszukiwała szuflady biurka, Luke Skywalker klikał zawzięcie w klawiaturę mojego laptopa, a Lord Vader przyglądał się woreczkowi z AK 47, z którego przedtem skręcałem blunta. Co do cholery, jest grane? Może to ta wódka? Może to nie były złote opiłki, tylko najprawdziwsze, mocne kwasy? Ale film!
   - Jak będziesz za dużo jarał, też będziesz miał tak ciężki oddech jak ja - zagaił Vader.
   - Co tu się... co... do cholery robicie w moim domu? - ni to zaskrzypiałem, ni to zapiałem falsetem. - Kim jesteście?!
   - Masz... napij się...  - Lord podsunął mi szklankę wlewając doń nieco alkoholu.
   Skwapliwie skorzystałem z rady opróżniając ją jednym haustem. Liczyłem naiwnie na rozjaśnienie myśli, ale efekt był jedynie taki, że wyszły mi oczy z orbit podczas ataku kaszlu.
   Leia odwróciła się w moim kierunku posyłając filuternie oczko. Luke wyszczerzył zęby w uśmiechu; zdaje się, że natrafił na ukryty w moim laptopie "fapfolder". Han Solo zmełł w ustach przekleństwo po nabiciu sobie guza o półkę w kredensie. Vader zmierzywszy mnie uważnie zaczął wolno mówić.
   - Przybyliśmy po Twój artefakt. Po Włócznię Przeznaczenia.
   - Że co?!
   - Słyszałeś doskonale, nie będę się powtarzał.
   - Ale... ależ to rekwizyt z mojej sagi! 
   - Właśnie...
   - Co?!... - Poddałem się. Robiło się coraz dziwniej.
   - Zajmujemy się kradzieżami artefaktów z powieści. Z tego żyjemy - w typowy dla siebie sposób westchnął Sith.
   - Zaraz, zaraz. Moment. Jak możecie żyć z kradzieży czegoś, co nie istnieje? Przecież nie da się spieniężyć przedmiotów istniejących jedynie w wyobraźni. Oczywiście nie mówiąc o prawach autorskich. A tu stoję na wygranej pozycji jako twórca.
   - A jak wytłumaczysz fakt włamania się do ciebie grupki postaci wymyślonych na potrzeby filmu? Przecież formalnie też nie powinniśmy istnieć... W dodatku mówimy w twoim języku.
   No teraz gość przesadził. Jak to wymyślone postacie? Że niby ich nie ma? To z kim, kurwa, rozmawiam? Co tu się odpierdala? Zadrżałem ze złości. Bezczelność typa nie miała granic. Należało zakończyć to przedstawienie.
   - Te, Solo! Hajs jest w pudełku na mąkę. Bierzcie i spierdalajcie. Nie ma tego dużo, ale na kilka krat Perły starczy. Jak chcecie, możecie wziąć też resztę stuffu. Dobre zioło. Ja nic nie widziałem, nic nie słyszałem. Tylko dajcie mi spokój, ok?
   - Zaraz sobie pójdziemy... ale zabierzemy tylko to, po co przyszliśmy. - Vader odwrócił się do Luke'a - I jak tam? Skończyłeś?
   - Jeszcze chwila - przyklejony niemal nosem do ekranu klikał dalej.
   - Naprawdę... doceniam wasze ładne przebrania. Nawet uderzające podobieństwo do aktorów. Ale nie wmówicie mi, że wbiliście do mnie na chatę po coś, co istnieje tylko na moim twardym dysku w postaci głupiej i patetycznej nazwy. W ogóle co wy bierzecie? - Parsknąłem.
   Vader jednak zachowywał pełną powagę. Księżniczka, Han, oraz Luke też nie byli skłonni do żartów. Naprawdę sprawiali wrażenie dobrze zorganizowanego gangu. 
   - Widzisz... Parametry twojej Włóczni Przeznaczenia idealnie odpowiadają potrzebom Sithów. Tak... miecze, mimo ich elegancji, nie są aż tak dramatyczne. Poza tym, to raczej oręż Jedi. Nie dostrzegasz sprzeczności? Jak my, Sithowie, mamy posługiwać się bronią naszych śmiertelnych wrogów? Rąbnęliśmy już spadkobiercom Tolkiena jego Pierścień Władzy. Imperator jest zadowolony. Oprócz tego mieszkańcom Tatooine zapewniliśmy godziwą rozrywkę dostarczając im zestawy Perky Pat. Nawet nie masz pojęcia jak doskonale się sprzedają. Oczywiście Han odpowiada za dostawy Can-D. Podpierdoliliśmy je w pakiecie, że tak powiem. To intratny interes. Coś jeszcze? Nanoroboty z "Niezwyciężonego" zastąpiły armie droidów. I wiele innych.
   Wybałuszyłem oczy. Usta zamarły mi w pozycji znanej jako "młody karp". Kolo miał nieźle zryty beret... Albo ja zwariowałem.
   - Luke, pokaż mu. Nasz gryzipiórek ma nas za bandę frajerów i nie dowierza moim słowom - Vader sapnął jakby posępniej niż zwykle. 
   Młody Skywalker sięgnął od niechcenia do pasa dobywając świetlnego miecza i odpalając go. Charakterystyczny dźwięk i barwa promienistej klingi sprawiły, ze zakręciło mi się w głowie. To jednak nie był koniec demonstracji możliwości tej broni. Chwilę później strącił z sufitu mój żyrandol, przeciął na pół akwarium oraz zaatakował śmiałym sztychem afrykańskiego, drewnianego wojownika w rogu gabinetu, czyniąc mu w miejsce pępka sporą dziurę. Vader z kolei zaczął zabawiać się przesuwaniem przedmiotów w mieszkaniu. Oto mój telewizor poderwał się ze stolika i poszybował dziarsko w stronę sypialni, elektryczny czajnik zaczął wirować pod kuchennym sufitem, a zestaw noży do sushi rozpoczął balet tuż nad blatem.
   Naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć. Wierzcie mi, też by was zatkało.
   - Masz już to? - Vader sapnął do swego syna. - Musimy być na Coruscant przed trzydziestą drugą...
   - Przed trzydziestą drugą?... - Zachrypiałem.
   - Tak, nieco wolniej obraca się od twojej prowincjonalnej planety. Umówieni jesteśmy z pewnym fabrykantem. Na przekazanie charakterystyk Włóczni, którą wymyśliłeś. Musimy szybko wdrożyć ją do produkcji.
   - Nie wierzę, zwyczajnie nie wierzę w to co widzę...
   Luke wyjął z gniazda mojego laptopa jakiś "ichni" pendrive, kiwnął głową do swych towarzyszy i wstał. Wyglądało na to, że ich misja zakończona. Lord Vader także poderwał się. 
   - Widzisz... Są rzeczy na niebie i ziemi, o których się filozofom nie śniło... To chyba ten wasz Shakespeare, prawda? Jego też mamy w planie stuknąć, na ten kocioł czarownic... Noooo, na nas już czas. Nie chowaj urazy. Takie jest życie. Wymyślisz coś innego.
   Moi niezwykli i nieproszeni goście udali się w stronę drzwi. Luke klepnął mnie w ramię. Leia ucałowała mnie w usta i szepnęła do ucha "przystojny jesteś". Han posłał mi zabójcze spojrzenie. A ja siedziałem dalej w fotelu próbując jakoś dojść do siebie. Za oknem wystartował Sokół Millennium, by po chwili zniknąć w chmurach.
   W końcu zmusiłem się, by wstać i podejść do biurka. Odpaliłem folder z tekstem powieści. Istotnie. Brakowało wymyślonego przeze mnie artefaktu. Zamiast Włóczni Przeznaczenia mój bohater w ostatnim rozdziale trzymał w ręku różowe dildo .